sobota, 12 stycznia 2013

Prolog

Pewnej jesiennej nocy, w rok po tragicznym ataku dziewięcioogoniastej bestii, przyszła na świat dziewczynka. Jej krótkie białe włoski oświetlone przez światło księżyca, lśniły niebiańsko nadając jej drobnej różowej twarzyczce łagodności. Drobne powieki kilkudniowej dziewczynki były opuszczone, a rączki zaciśnięte w małe piąstki. Szczupła niewysoka kobieta o tak samo jasnych włosach, otuliła dziecko małą wełnianą szmatką, po czym schowała je do koszyka. Kobieta ruszyła w kierunku drzwi, przywdziewając ciemno szarą pelerynę z kapturem, pod którym starannie ukryła swoją śnieżną czuprynę. Kiedy kobieta podniosła koszyk, dzieciątko zamruczało cicho podsuwając swoje maleńkie nóżki bliżej brzuszka. Wtulając koszyk w swoje piersi, okryła go ciemną szatą, tak by nikt go nie zauważył. Opuszczając swoje mieszkanie, zamknęła za sobą drzwi i ruszyła w głąb nocy. Przemierzając ciemne uliczki, co i raz do jej uszu dochodziło miauczenie kotów, poszczekiwanie psów i cichy szum drzew. Postać niczym kot pewnym krokiem przedzierała się przez ciemność. Co chwila upewniając się czy nikt za nią nie idzie. Najwyraźniej bała się, że ktoś ją zauważy i pokrzyżuje jej plan. Mała dziewczynka pisnęła coś cichutko, po czym znowu zamilkła. Księżyc który niewiarygodnie mocno lśnił tej nocy, wskazywał kobiecie drogę. W momencie kiedy kobieta doszła do celu, odrzuciła pelerynę na boki i post6awiła koszyk na zimnych, kamiennych schodach. Kucnęła przy nim, jeszcze raz starannie otulając dziecię, ciepłą wełnianą szmatką. Jasnowłose niemowlę zamlaskało cicho i rozluźniając swoją piąstkę, złapała szczupły palec kobiety. Po twarzy zamaskowanej postaci spłynęły dwie słone łzy, które błysnęły szybko znikając na jej szyi. Pogłaskała dziewczynkę po głowie, mierzwiąc przy tym jej białe niesforne włoski. Zgrabnym ruchem dłoni uwolniła palec z delikatnego uścisku dziecka i prostując się starannie zakryła swoje ciało. Kobieta nachyliła się nad koszykiem i trwała tak dobrą chwilę, po czym robiąc kilka kroków w tył odwróciła się i zniknęła.
Mała, bezbronna duszyczka, która spoczywała w koszyku, nie świadoma tego że właśnie została sierotą spała obtulona. Księżyc łaskawie obdarzał ją swoim światłem, nadając jej jeszcze więcej niewinności. Mimo chłodu jesiennej nocy, niemowlę uśmiechało się lekko zanurzając się w swoim bajkowym śnie.
Rankiem jedna z pielęgniarek natknęła się na zawiniątko. Przyglądając się dziewczynce, kobieta uniosła koszyk i natychmiast dotknęła jej policzka. Przytulając koszyk do siebie biegiem ruszyła w głąb szpitala. Nie zważając na okoliczności, zaniosła dziecko prosto do ordynatora, którym okazała się być wysoka, postawna kobieta z lekko śniadą karnacją. Jej długie kruczoczarne włosy, spięte były w staranny koński ogon, a głębia jej hebanowych oczu natychmiast roztoczyła się nad dzieckiem.
-Ktoś zostawił to biedactwo przed szpitalem, jest strasznie zimne.
-Zabierz je szybko na oddział noworodków, niech ktoś je zbada.
-Rozumiem.
Młoda pielęgniarka wzięła koszyk i szybko skierowała się się w stronę oddziału dziecięcego. Niemowlę okazało się być dziewczynką, a po wielu badaniach, udało się ustalić że jest całkowicie zdrowe. Lekarze i pielęgniarki z zadumą wpatrywali się w niesamowite oczy białowłosej dziewczynki. Oczka jak dwa małe diamentowe koraliki, ozdabiały jej twarz, współgrając z różem jej policzków. Dziewczynka prostowała i zaciskała swoje małe dłonie, uśmiechając się radośnie.
Od podrzucenia dziewczynki minął miesiąc, nikt się po nią nie zgłosił, oraz nikt nie zgłosił zaginięcia. Pani ordynator postanowiła zgłosić to obecnemu Hokage, myśląc że uda się znaleźć dla dzieczynki, jakiś ciepły i odpowiedni dom.
Mijały kolejne miesiące, a dziewczynka rosła jak na drożdżach. Pomoc w odnalezieniu matki, którą zaoferował Hokage, okazała się być bezcelowa. Nikt nie odnotował narodzin dziecka, w szpitalu znajdującym się w wiosce. Białowłosą, pełną energii dziewczynką opiekowali się na wzajem pielęgniarki, przedszkolanki i niektóre kunoichi. Hokage także zainteresowany był dziewczynką, ponieważ na dnie koszyka w którym ją zostawiono, znajdował się mały wisiorek w kształcie półksiężyca, oraz krótka notka.

Niech ktoś zaopiekuje się dziedziczką niezwykłej zdolności Mundasuto. 

Hokage bezradnie przewracał w palcach skrawek papieru. "Mundasuto" wymienione w liście, było nieznaną dla wszystkich formą kakkei genkai. Nikt nie był nawet pewny czy owa umiejętność to w ogóle kakkei genaki, czy może inna plątanina genetyczna. Bezradność i niewiedza zmusiły Hokage Konohy, do skorzystania z pomocy innych wiosek, które mogły mieć informacje na temat owej umiejętności.. jednak żadna z nich nigdy o czymś takim nie słyszała.
Przyszła zima, pierwszy śnieg otulił okolicę. Nie mając wyboru Hokage skorzystający z rady swoich powierników, postanowił oddać dziewczynkę w ręce ninja z poza wioski. Założycielka zorganizowanej grupy pochodzącej z Konohy zwanej Jiyu, obiecała pomóc.
W tydzień po prośbie jaką wysłał jej Hokage, kobieta zawitała u bram wioski. Organizacja do której miało pójść dziecko zajmowała się kształceniem i trenowaniem, wybitnie uzdolnionych ninja. Założycielką była Hamada Iku, kobieta urodzona w Konohagakure, która obdarzona niezwykłym talentem i posiadaczka unikatowego kakkei genkai, obiecała wierność wiosce, ale także kompletną od niej niezależność. Polegało to na całkowitym odcięciu się od wioski, pozbawiając się tym samym jakichkolwiek przywilejów i pochodzenia. Do jej grupy dołączył także Hattori Mito, mężczyzna z Kumogakure, który tak samo jak Iku, pozbawił się praw i pochodzenia. To wszystko miało na celu możliwość trenowania i zapewnienia opieki nad dziećmi, bądź osobami o niezwykłych zdolnościach, które nie potrafiły nad nimi panować. Dzięki braku pochodzenia, Iku i Mito mogli bez wszczynania wojny i konfliktów rekrutować i przyjmować w swoje szeregi osoby z każdej wioski. Warunkiem wstąpienia do grupy było pozbawienie się praw i pochodzenia, tak jak w przypadku założycieli, by nie prowokować tym innych władców.
Hamada która po rozmowie z Hokage nie miała wątpliwości że dziecko, ma w sobie coś co stanowiło by wyzwanie, a jednocześnie mogłoby zapoczątkować nową formę kakkei genkai. Po przekazaniu kobiecie informacji, Hokage wraz z dwójką swoich uczniów ruszył do szpitala, w którym znajdowała się dziewczynka.
Na miejscu zastali śpiącą kruszynkę, na której twarzy widniał cień uśmiechu.
-Jak ktoś mógł pozbyć się takiej perełki..
-Najwidoczniej stanowiła za duży obowiązek.
-Nie wiem czy uda mi się nią zaopiekować, powinna być teraz przy matce, jest za malutka.
-Nie możemy jej zostawić w szpitalu, a nikt inny nie jest w stanie zaoferować jej tego co mogłaby zaoferować jej twoja organizacja droga Iku.
-Rozumiem, ale ona ma kilka miesięcy, to o wiele za mało..
-Jak już ci wspominałem, jedynym problemem jest dozór nad jej osóbką, ostatnimi czasy w wiosce nie jest bezpiecznie, po ataku lisa nikt nie chcę słyszeć o Naruto, a tym bardziej o nieznanej technice i obcym dziecku.
-Dlaczego nazywasz je obcym? Przecież to tylko dziecko..
-Tak, ale w tym czasie jest ono potencjalnym zagrożeniem..
-W porządku wezmę ją pod opiekę. Pozwól że ponownie zapytam cię o chłopca.
-Rozmawialiśmy już na ten temat moja droga i myślałem że doszliśmy do porozumienia.
-Nie rozumiem dlaczego nie chcesz mi go oddać, sam powiedziałeś że wioska nie jest na niego gotowa, a ja mogę zapewnić mu odpowiednie warunki i opiekę.
-Naruto ma w sobie bestie, której Konoha nie może stracić, w dodatku musi mieć nad nim pełną kontrole i badać jak rozwija się jego siła.
-Chcecie zrobić z niego pojemnik..
-Nikt nic nie chce z nim zrobić, po prostu nie możemy pozwolić by to co miało miejsce rok temu się powtórzyło. Zabierz dziewczynkę i odejdź.
Wypowiadając ostatnie słowa, Hokage ruszył do wyjścia zostawiając kobietę sam na sam z maleństwem. Walcząc ze sobą w myślach rudowłosa starała się nie obudzić dziewczynki. Stanęła nad jej kołyską i przykładając kciuk do jej głowy odnalazła w tym drobnym ciałku, ogromne pokłady chakry, która błądziła po jej ciele. Było tak jak podejrzewała i dumnie podniosła głowę, na myśl że jednak się nie myliła i to dziecko ma w sobie coś co uda jej się z niego wydobyć.




***********************************************************************
Tak więc jest prolog, krótki ale mam nadzieje że rozjaśni trochę obraz do dalszej części opowiadania :)
Do końca tygodnia postaram się dodać słowniczek, dzięki któremu będziecie mogli jako tako ogarnac moje chore wymysły :D
Tak więc prolog już jest gotowy teraz zabieram się za resztę :D  
 Postanowiłam dodać arta! namęczyłam się nad nim! hahahaha proszę o wyrozumiałość xd
>01.14.2013<